Na Majorce mieliśmy spędzić nie jeden, a dwa dni. Piątek przed długim weekendem to jednak dzień, kiedy cały Dublin postanawia ruszyć z miasta co oznacza jeden wielki korek. Przejechanie 25 kilometrów na lotnisko zajęło nam 3,5 godziny i tak też po raz pierwszy w życiu przegapiliśmy samolot. Szybkie rozeznanie sytuacji i decyzja, że polecimy dzień później, bo lepiej polecieć na jeden niż nie polecieć wcale. Poniżej opisaliśmy jak spędziliśmy nasz jeden dzień na Majorce.
Plan był prosty- przy jak najmniejszych dodatkowych kosztach (samochód i noclegi były opłacone z góry) zobaczyć i zjeść (travel goals :D) jak najwięcej. W samolot zapakowaliśmy się w sobotni wieczór, w Palmie odebraliśmy samochód i ruszyliśmy w stronę Alcudii na nocleg. Po niewielkich problemach językowych przy check inie (nasz hiszpański ciężko nazwać podstawowym, a angielski naszej gospodyni był dosłownie żaden) ruszyliśmy w miasto. Nie przemyśleliśmy tego, że wieczorem po sezonie (ostatni weekend października) nigdzie nas nie nakarmią. Musieliśmy się zadowolić chipsami i winkiem zakupionymi w całodobowym barze (chwała im za winko, bo jedzenie można jeszcze przeboleć).
Alcudia – jeden dzień na Majorce
Alcudia nie jest miejscem bardzo popularnym nawet w sezonie, a o północy po sezonie stare miasto było dosłownie wyludnione. Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli- przyjemnie, a nie przerażająco wyludnione. Przez kilka godzin szwendaliśmy się po pustych, ale oświetlonych uliczkach wdychając ciepłe październikowe powietrze. Przy bramie Porta de Vila Roja natknęliśmy się na wejście na mury miejskie, otwarte dla zwiedzających zupełnie za darmo (nawet w środku nocy!). Z murów rozciąga się widok na miasto, które jak już wspomnieliśmy w nocy jest dobrze oświetlone.
Pollenca – jeden dzień na Majorce
Pierwszym przystankiem było miasteczko Pollenca w którym w niedzielne poranki odbywa się targ. Nie ma chyba niczego co mogłoby nas bardziej ucieszyć niż targ na którym sprzedaje się jedzenie. Takim sposobem spędziliśmy w Pollency dużo więcej czasu niż planowaliśmy chodząc miedzy stoiskami z jedzeniem. Obkupiliśmy się solidnie w lokalne sery i szynki, które są naszą musową pamiątką z każdej podroży na południe Europy. Wypiliśmy po szklance świeżego soku z pomarańczy, objedliśmy się kremowym sernikiem i zrobiliśmy dziesiątki zdjęć straganów. Po tym wszystkim byliśmy gotowi ruszyć albo raczej potoczyć się w dalszą drogę.
O tym czego warto spróbować (a choć może to wydawać się wyczynem – w jeden dzień zjedliśmy naprawdę sporo!) w czasie wizyty na Majorce wraz ze sprawdzonymi adresami pisaliśmy tutaj.
Sa Calobra – jeden dzień na Majorce
Sa Calobrę od Pollency dzieli zaledwie 43 kilometry, ale droga jest górska i kręta, więc dojazd zajął nam około godziny. Największą atrakcją jest w sumie ta kręta, górska droga i mijane w drodze krajobrazy! Po dojechaniu do Sa Calobry ruszyliśmy do portu Sa Calobra, a następnie w stronę Torrent de Pareis. Droga do Torrent de Pareis nie zajmuje wiele czasu, bo około 15 minut i wiedzie przez kilka wydrążonych w skałach tunelach.
Na końcu oczom ukazuje się zatoczka z turkusową woda, a po przejściu ostatniego tunelu niewielka plaża u ujścia rzeki Torrent de Pareis. Plażka jest całkiem nieźle schowana między górami, a w drugą stronę rozciąga się wąwóz Pareis. Połączenie gór i morza zawsze wzbudza w nas wiele emocji, a to miejsce jest naprawdę prze-malownicze! Niestety jest tam masa turystów i to nawet po sezonie…
Fornalutx – jeden dzień na Majorce
Krętymi, górskimi serpentynami wydostaliśmy się z Sa Calobry i ruszyliśmy w stronę Fornalutx. Po kilku godzinach w trasie nieźle burczało nam już w brzuchach więc zaczęliśmy poszukiwania fajnej knajpki na lunch. Okazało się, że w Fornalutx nie brakuje miejscówek z tarasami widokowymi co bardzo nas ucieszyło. Niestety wszystkie z nich były dosłownie wypchane po brzegi przez lokalsów i nielicznych w tej okolicy turystów.
Musieliśmy się zadowolić stolikiem bez widoku w restauracji Ca N’Antuna. Na całe szczęście jedzenie zrekompensowało nam wszelkie niedostatki! Po posiłku wybraliśmy się na krotki spacer po Fornalutx. O mamo, jak ta górska wioska nas zachwyciła! Urocze, brukowane uliczki pnące się w górę, beżowe domy z piaskowca ciasno upchnięte jeden przy drugim, a do tego góry z każdej strony. Nic tylko przesiedzieć całe popołudnie w jednej z knajpek z kieliszkiem wina w dłoni!
Soller i Port de Soller – jeden dzień na Majorce
Następnym ważnym przystankiem było Soller, które jest finałową stacja kolejki wąskotorowej jadącej z Palmy i początkiem trasy zabytkowego tramwaju, który jeździ do Port de Soller. Soller to miasteczko znacznie żywsze niż malownicze Fornalutx.
Tak jak i tramwaj z Soller wyruszyliśmy do Port de Soller. I szybko przekonaliśmy, że wszystkie miejscowości ze słowem ‘port’ w nazwie na Majorce powinniśmy omijać szerokim łukiem. Port de Soller to pełen turystów (nawet pod koniec października) kurort z typową nadmorską promenadą i turystycznymi knajpami. Miejsce tak bardzo nie dla nas, że po dosłownie 10 minutach uciekaliśmy co sił w nogach do samochodu.
Palma de Mallorca – jeden dzień na Majorce
Naszą finalną destynacją była stolica wyspy – Palma de Mallorca. Pierwsze 30 minut po dojechaniu na miejsce poświęciliśmy na szukanie miejsca parkingowego. 24 euro opłaty za parking podziemny brzmiało kosmicznie, więc krążyliśmy ulicami jak typowe cebule, żeby znaleźć miejsce darmowe. Kiedy w końcu się udało zameldowaliśmy szybko u nieco podejrzanego typka z AirBnb i pognaliśmy na miasto. Na naszej trasie znalazła się La Rambla, górująca nad miastem i pięknie oświetlona Katedra La Seu, pałac Królewski La Almudaina oraz Placa Major, który ładniej prezentuje się prawdopodobnie za dnia. Nie bylibyśmy sobą bez rundy po tapas barach z których bardzo polecamy Bar Dia. Palma bardzo przypadła nam do gustu i chętnie wrócimy w przyszłości zobaczyć ją za dnia.