Od dawna chcieliśmy się wybrać na jakiś event jedzeniowy w Dublinie. Zawsze jednak brakowało nam albo czasu albo za późno orientowaliśmy się, że trzeba zdobyć bilety. W końcu trafiła się okazja i wzięliśmy udział w zimowej edycji Taste of Dublin, czyli prawdopodobnie największego eventu związanego z jedzeniem jaki organizowany jest w Irlandii.
O co chodzi w Taste of Dublin?
Taste of Dublin to nic innego jak festiwal jedzenia. Letnia edycja odbywa się w Ivy Gardens w Dublinie, świąteczna w kompleksie RDS, również w Dublinie. Festiwal trwa zwykle kilka dni, można wykupić wejściówki na dwa przedziały czasowe- poranny i wieczorny. Na festiwalu wystawia się cała masa firm produkujących jedzenie i alkohol, a także restauracje. Odbywają się degustacje, warsztaty, pokazy gotowania- naprawdę jest co robić!
Nasza wizyta na Taste of Dublin
Na Taste of Dublin wybraliśmy się ostatniego dnia festiwalu, czyli w niedzielę. Tego dnia do wyboru dostępne były nie dwa, a jeden przedział czasowy – od 12 do 18. Taste of Dublin zachwycił nas od samego wejścia- hala w której odbywała się impreza była pięknie udekorowana kolorowymi, święcącymi balonami gigantami, przy wejściu ustawiono świecący napis ‘TASTE’ i choinkę. Aranżacja była tak fotogeniczna, że robienie zdjęć zajęło nam dobre pół godziny. W hali głównej znajdowały się stoiska wystawców- na każdym można było spróbować produktów lub alkoholi, a także zrobić zakupy.
Czekając na znajomych dosyć dobrze spenetrowaliśmy tę cześć festiwalu. Spróbowaliśmy kilku rodzajów irlandzkiego ginu (Sixling to nasz faworyt!), irlandzkiego wina Moineir i kozich serów. Skosztowaliśmy genialnych oliwek z Tesco Finest i już wiemy, gdzie teraz będziemy robić zakupy. Po każdym powrocie z Włoch czy Hiszpanii ubolewamy, że w Irlandii oliwki są albo ohydne albo horrendalnie drogie, okazało się, że dobrej jakości produkt jest na wyciągnięcie ręki! Planowaliśmy zrobić małe zakupy i zaopatrzyć się w kozi ser, ale event tak nas pochłonął, że zapomnieliśmy wrócić do tego stoiska. Drinkiem wieczoru okrzyknęliśmy Spritz na whiskey Roe&Co. Na stoisku Canona zrobiliśmy rozeznanie w fotograficznych nowościach i jesteśmy zakochani w nowym bezusterkowcu!
Część restauracyjna Taste of Dublin
Po porządnym rozeznaniu w hali głównej podreptaliśmy do części restauracyjnej żeby cos przekąsić. Wystawiające się na Taste of Dublin restauracje były głównym powodem naszego uczestnictwa w imprezie. Hala gdzie wystawiały się restauracje była mocno zadymiona i zimna. Wszystkie dania sprzedawano po 5 euro, a ‘iconic dish’ po 10. Nie każda z restauracji miała swój iconic dish, a płatność na terenie festiwalu odbywa się jedynie kartą. Spróbowaliśmy poke bowl z Shaka Poke, wersja z łososiem naprawdę nas zachwyciła! W Jackrabbit wzięliśmy dahl z halloumi (ser był substytutem krewetek których zabrakło) i halloumi z ciężkim do zdefiniowania, acz pysznym sosem (oryginalnie powinien być to kurczak…). W Hang Dai, które dobrze znamy objedliśmy się chińskimi pierożkami, panierowanym kalafiorem z sosem z glonów morskich i smażone tofu. W Veganon złapaliśmy weganski ethon mess, a w Vietnom dwie wietnamskie miseczki- jedna z dynią, druga z szarpaną wieprzowiną.
Trochę tego przejedliśmy… Wizyta w takim miejscu ostatniego dnia ma jeden zasadniczy minus- większość restauracji wyprzędała najlepsze dania i trzeba było zadowolić się tym co jest… Nie spróbowaliśmy niestety wołowiny wagyu z Jackrabbita na której bardzo nam zależało. Kolejnym minusem jest też fakt, że różnorodność jedzenia była mała, a wielu wystawców starało się zaoszczędzić na produktach przygotowując dania wegetariańskie pełne ryżu. Mimo wszystkich niedogodności Taste of Dublin mega nam się podobało!
Warsztaty i inne atrakcje na Taste of Dublin
Oferta Taste of Dublin to nie tylko jedzenie, ale także rożnego rodzaju warsztaty i pokazy. W warsztatach co prawda nie braliśmy udziału, ale skosiliśmy się na pokaz gotowania. Wybraliśmy się na pokaz prowadzony przez szefa kuchni Edwarda Haydena, który gotował ekspresowy, świąteczny obiad.
Cena biletów wstępu rożni się w zależności od dnia i wybranego przedziału czasowego. Zwykle bilety wahały się w przedziale cenowym 16.28-27.13 euro, vipovskie bez względu na dzień kosztowały około 70 euro. Na miejscu we dwójkę wydaliśmy około 100 euro za kilka dań i drinków.
Czy wybierzemy się ponownie? Na pewno chcielibyśmy wybrać się na letnią edycję, która wydaje się ciekawsza, ale jeśli będzie okazja to nie odpuścimy i tej zimowej! Więcej szczegółów na temat kolejnych edycji znajdziecie na oficjalnej stronie organizatora.