Moherowe klify są wspominane zawsze na szczycie wszelkich list ‘must visit’ w dosłownie każdym przewodniku na temat Irlandii. Nie ma z resztą co ukrywać- widzieliśmy już w swoim życiu sporo klifów i przyznajemy, że Mohery robią robotę. Zdecydowanie łatwiej jest pokazać ich piękno niż próbować o nim opowiedzieć, wiec przygotujcie się na ogromną dawkę zdjęć.
Moherowe klify
Mohery były głównym celem naszej wyprawy na zachodnie wybrzeże. Na kilka dni przed wyjazdem bacznie sprawdzaliśmy pogodę, która bywa kapryśna na całej wyspie, a klify nie należą do wyjątków. Jeżeli wybieracie się do Irlandii to pogodę najlepiej sprawdzać na met.ie. Nowa wersja strony instytutu meteorologii daje radę- pogoda czasem sprawdza się nawet na 3 dni w przód! 😀 MET twierdził, że o godzinie 10 będzie pochmurno, ale byliśmy pełni nadziei, ze o 11 wyjdzie słońce.
Kiedy dojechaliśmy nad klifami wisiały ciemne chmury, wiało jak w Kieleckiem, a po kilku minutach marszu zlał nas delikatny deszczy. Marzliśmy strasznie, ale nie narzekaliśmy- pogoda przegoniła nieco tłumy turystów, a klify w taką pogodę wyglądają mrocznie i tajemniczo. Uznaliśmy, że Moherowe klify mają w sobie coś wyjątkowego, bo jednak niewiele miejsc wygląda dobrze bez względu na pogodę. Okazałości klifów nie są w stanie przyćmić tłumy turystów wylewające się z wycieczkowych autobusów. Nie ukrywamy jednak, że marzy nam się noc w jednym z niewielkich B&B i zachód słońca oglądany z opustoszałych Moherów.
Wejście na klify nie jest jednak darmowe- zapłaciliśmy 8 euro za osobę. Na wjeździe do parkingu są bramki, parkowanie jest teoretycznie darmowe, ale należy uiścić opłatę za wstęp. Wyczytaliśmy co prawda różne sprzeczne informacje- jedni mówią, że to naciąganie turystów i że płacić wcale nie trzeba, inni, że te pieniądze idą m.in na utrzymanie pracowników. My zapłaciliśmy z bólem serca, a po fakcie dowiedzieliśmy się, że tutaj można kupić bilety o połowę taniej…
Nasz wyjazd na Moherowe klify, których odwiedzenie nie zajmuje całego dnia, postanowiliśmy połączyć z płaskowyżem Burren, który znajduje się w pobliżu i jaskinią w Doolin. Całość stanowi świetny, jednodniowy wypad, a więcej na temat tych miejsc pisaliśmy już tutaj.
Będąc na Moherowych klifach można wybrać się na wieżę O’Briensa, my jednak sobie odpuściliśmy. Widoki z klifów były na tyle zachwycające, że nie potrzebowaliśmy wchodzić wyżej. Spacer po klifach jest przyjemny, ze względów bezpieczeństwa odgrodzono ścieżkę dla turystów, ale chętni mogą ją obejść i podejść bliżej. Trzeba być przy tym oczywiście ostrożnym, zwłaszcza jeśli padał deszcz- nie trudno się poślizgnąć.
Planowaliśmy lunch w Galway, ale na klifach nieco zgłodnieliśmy, a do Galway był kawał drogi postanowiliśmy zjeść coś po drodze. Jakiś czas temu przewodnik Michelin opublikował listę 30 najlepszych pubów w Irlandii, a my zawsze sprawdzamy czy któryś z nich nie znajduje się w okolicy. Mieliśmy szczęście, 4 km od klifów usytuowany jest pub Vaughan’s Anchor Inn, więc nie musieliśmy się zastanawiać długo. O tej porze dostępne było krótkie menu lunchowe, a ceny nie odbiegały zbytnio od standardowych cen w irlandzkich pubach. Za fish and chips zapłaciliśmy 16 euro, a krewetki z frytkami kosztowały 19. Porcja krewetek była w normalnych rozmiarach, za to ryba mogłaby być podzielona na 3 porcje. Panierka w niewielu miejscach jest tak chrupiąca, a pub zapewnia, ze wszystko włącznie z sosem tatarskim jest robione na miejscu. Było to chyba najlepsze fish and chips jakie jedliśmy do tej pory, a szybkość podania niewiele różniła się od tej w barach fast-foodowych.
Jeśli będziecie w okolicy Moherowych klifów to się nie zastanawiajcie (zarówno nad klifami, jak i nad pubem!). Listę pubów opublikowaną przez przewodnik Michelin w całości znajdziecie tutaj. My postawiliśmy sobie za cel zaliczyć wszystkie 😀 Jak na razie mamy dobre wrażenia i z przewodnikiem jak najbardziej się zgadzamy- na pewno damy wam znać jeśli odwiedzimy inne.